O tym, że wrześniowa tapeta będzie spóźniona wiedziałam od dawna – miałam co prawda przez chwilę ambitny plan żeby zrobić ją przed urlopem ale szybko zdałam sobie sprawę, że nie ma się co oszukiwać bo to się po prostu nie uda. Plan numer dwa przewidywał, że zrobię ją w minionym tygodniu ale jak wiadomo wszem i wobec po urlopie spraw do załatwienia i ogarnięcia jest „pierdyliard” i pod tym względem nie jestem żadnym wyjątkiem. Żelazny plan numer trzy zakładał, że tapeta musi znaleźć się na blogu najpóźniej w niedzielę. I tu następuje wyjaśnienie dlaczego weekend był feralny…

O dziwo w sobotę rano okazało się, że dla odmiany nie pada i pogoda jest znośna – mogłam więc z uśmiechem na ustach pomaszerować na zaprzyjaźniony bazarek aby drogą kupna nabyć bohaterki wrześniowej tapety. I to jest koniec dobrych wieści. W samo południe, rzec by się chciało, nastąpił grom z jasnego nieba w postaci… migreny. No i szlag jaśnisty wszystkie plany trafił. Reszty soboty opisywać nie będę (zdążyłam przekląć sto razy to słońce co tak jasno świeciło i psa, że tak głośno oddycha) a w niedzielę od rana różnymi farmaceutykami próbowałam spacyfikować moją głowę. Próbowałam ambitnie – w końcu koło 18-tej zadziałało, a teraz cieszę się brakiem migreny i… nadmiarem skutków ubocznych spożywania dużych ilości leków przeciwbólowych (tu też szczegółów oszczędzę).


Tak czy owak, tapeta powstała i plan nr 3 został zrealizowany w 99% – gdybym tak długo nie pisała tej notki, tapety byłyby tu tuż przed północą.
Cóż, te 15 minut wybaczyć musicie… Akademicki kwadrans 😉

tapeta na pulpit z kalendarzem

Tapety do pobrania tradycyjnie znajdziecie tutaj