Zdarza się, że człowiek ma zaplanowane co ugotuje, co upiecze – jest przekonany, że ma już wszystkie potrzebne składniki i zabiera się do pracy. Wtedy właśnie (jak zwykle w najmniej odpowiednim momencie) okazuje się, że czegoś nie ma. Wtedy jest czas na improwizację! Oczywiście jeśli okazuje się, że nie ma mąki, a robimy ciasto – zaczyna się robić gorąco. Jeśli chodzi o mniej kluczowe składniki – można zaszaleć. Tym razem na samym końcu okazało się, że „wyszedł” jeden ze składników… ale w kuchni improwizacja to dobra rzecz 🙂 W związku z tym zamiast migdałów były orzechy ale zapewniam, że ciasto na tym nie ucierpiało.

A tak na marginesie – zauważyłam, że pewne składniki mają zwyczaj „wychodzić” (np czekolada) a inne.. się rozmnażać. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że nagle mam 2kg cukru pudru, mimo, że kupiłam tylko jedno 0,5kg opakowanie?

Poniżej oryginalny przepis nr 11, który otrzymałam od Iwony na konkurs z moimi dopiskami (wszystkie wpisy konkursowe można znaleźć tutaj) . Iwona napisała, że przepis jest autorstwa Bayaderki.

Bawarskie ciasto z serem i jabłkami

1/2 kostki masła
1/3 szklanki cukru
1 łyżeczka cukru waniliowego
1 szklanka mąki

Masa serowa:
225g białego sera
1/4 szklanki cukru
2 duże jajka

4 kwaskowate jabłka (u mnie – jedno)
1/3 szklanki cukru
1 łyżeczka cynamonu
4 łyżki płatków migdałowych (u mnie – orzechy włoskie)



Jabłka należy obrać i pokroić w jak najcieńsze półplasterki (ja podzieliłam najpierw jabłko na ćwiartki, usunęłam gniazda nasienne i pokroiłam choć można skorzystać z tarki). Wymieszać z cukrem i cynamonem i odstawić.



Zimne masło, cukier i mąkę posiekać (ja dodałam jeszcze łyżkę kakao), wsypać powstałe okruszki do tortownicy i wylepić nimi dno i 1 cm wysokości ścianek. Podpiec w temp. 180C ok 10 minut i odstawić do wystygnięcia.

Ser utrzeć z jajkami i cukrem na gładką masę i wylać na podpieczony i przestudzony spód. Na wierzchu masy układać równą warstwą jabłka z cukrem i cynamonem. Posypać płatkami migdałowymi i piec ok 45-55 minut.



Podawać na ciepło (u mnie z lodami kawowymi) lub na zimno (schłodzone).

PS. Myślę, że następnym razem podwoję ilość masy serowej