Jest sobota, a ja budzę się wcześnie. Nie szkodzi, budzę się wyspana. To chyba pierwszy weekend w tym roku kiedy w powietrzu czuć wiosnę, a ja już nie myślę ‚nie będę się cieszyć bo za chwilę i tak znów spadnie śnieg i wróci zima’. Od 4 rano za oknem słychać ptaki – krzyczą jak szalone. Sobota rano – pora idealna, przede mną całe dwa dni wolnego!

Co by tu zrobić aby ta sobota zaczęła się naprawdę dobrze? Zrobić pyszne śniadanie. Włączam piekarnik (to jest przepis ekspresowy więc zanim piec się nagrzeje, już ciasto będzie gotowe do pieczenia). Wyciągam z lodówki potrzebne rzeczy, mieszam (nie potrzebny jest mikser więc nikogo nie obudzę), wstawiam do piekarnika i idę pod prysznic.

Mam 15 minut na kąpiel, potem wyciągam gotowe scones z piekarnika, robię kawę i zwijam się w fotelu jak kot z kawą w ulubionym kubku i ciepłymi scones na talerzyku. Delektuję się (bo najlepsze są jeszcze ciepłe) i uśmiecham się do siebie bo wiem, że jak reszta domu się obudzi to już się nie załapię na ani jedno. Mam rację – znikają w tempie ekspresowym* a zaspane ‚pyyyycha!’ jest nagrodą za poranną krzątaninę w kuchni.

* – nawet w tempie super ekspresowym – jeszcze surowe 2 sztuki zjadł… pies, wie bestia co dobre!

Scones z żurawiną i czekoladą

– 200ml maślanki
– 1 jajko
– 2 szklanki mąki
– 3 łyżki cukru
– 1 łyżka proszku do pieczenia
– 5 łyżek zimnego masła
– suszona żurawina
– czekolada (u mnie: czekoladowe łezki do wypieków)

Jajko rozbełtać z maślanką. W drugim naczyniu wymieszać ze sobą mąkę, cukier, proszek do piczenia i szczyptę soli. Masło pokroić na małe kawałeczki (im lepiej to zrobimy, tym łatwiejszy będzie następny krok). Do suchej mieszanki wrzucić masło i rękoma utrzeć je z mąką aż powstanie grudkowata masa (nie musi być bardzo dokładnie). Dodać mokre składniki i wymieszać. Na koniec wsypać żurawinę i posiekaną czekoladę – ilość w/g uznania i delikatnie zamieszać. Żurawinę można zastąpić rodzynkami, czekoladę – startą skórką cytryny itp. Uwaga: bułeczki nie są słodkie więc jeśli ktoś preferuje słodkie wypieki trzeba dać odpowiednio dużo czekolady.

Ciasto przełożyć na matę, jeśli się klei podsypać mąką. Rozwałkować (ja po prostu spłaszczam je rękoma) na grubość ok 1,5cm. Wycinać kółka foremką do ciastek lub szklanką. Układać na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując odstępy. Przed włożeniem do piekarnika posmarować mlekiem i posypać hojnie cukrem, najlepiej brązowym. Piec w nagrzanym piekarniku, ok 18-20 minut w temperaturze 180C (lub 200C jeśli bez termoobiegu).

Więcej zdjęć do tego przepisu znajdziecie tutaj.

PS. Wczorajsza informacja o rezygnacji z przepisów na wypieki i przejściu wyłącznie na zupy była oczywiście primaaprilisowym psikusem, choć od zup się nie odżegnuję.