Kojarzą mi się z zimą – nie ma nic lepszego niż zapach tych bułeczek rosnących w piecu w zimowe popołudnie kiedy za oknem szaleje śnieżyca. Królestwo za takie ciepłe „ślimaczki” z mocną nutą cynamonu podane z kubkiem gorącej kawy po powrocie do domu w zimowy wieczór.

I w ten weekend postanowiłam je upiec… tak na pożegnanie zimy – niech już idzie bo choć jutro zaczyna się kalendarzowa wiosna, to za oknem jej póki co nie widać.

Cynamonowe zawijańce

Potrzebne będą:
– 1 szklanka mleka
– 2 duże jajka (w temp. pokojowej)
– 0,5 szklanki cukru
– 5 łyżek masła
– 4 szklanki mąki
– 2, 5 łyżeczki suchych drożdży
– szczypta soli

Nadzienie:
– 2 łyżki masła
– 0,5 szklanki cukru trzcinowego
– 2 łyżki cynamonu
– rodzynki (opcjonalnie)

Bułeczki te można robić wieczorem, a rano tylko wstawić do piekarnika lub piec tego samego dnia.

Mleko podgrzać, odlać 1/4 szklanki i do tej odlanej części dodać drożdże łyżeczkę cukru i odstawić. W tym czasie wymieszać suche składniki, dolać do nich resztę mleka, roztopione masło, jajka i wymieszać. Dodać do masy rozczyn drożdżowy i wyrobić aż ciasto będzie gładkie i elastyczne. Zostawić do wyrośnięcia w ciepłym miejscu na ok. 1,5 godziny.

Po tym czasie rozwałkować ciasto na prostokąt ok 40x30cm, posmarować rozpuszczonym masłem i posypać równą warstwą brązowego cukru i cynamonu. Ja dodaję jeszcze rodzynki 🙂

Zwinąć od strony dłuższego boku, a następnie kroić na ok 1,5 cm „plasterki” (bardzo podobnie do drożdżówek). Ja układam je na blasze tak, aby do siebie przylegały bo lubie je od siebie odrywać ale można piec tak, jak drożdżówki czyli zachowując dość duży odstęp.

Jeśli robimy ciasto wieczorem, a piec chcemy rano to tak przygotowaną blachę należy przykryć folią i wstawić do lodówki. Następnego dnia rano trzeba je wyjąć i pozostawić ok 30 minut aby ciasto miało temperaturę pokojową w momencie wkładania do pieca.

Jeśli chcemy je piec od razu – trzeba zostawić je jeszcze na ok 15minut aby podrosły.

Wstawić do nagrzanego do 200C piekarnika i piec ok 8-10 minut.

Po ostudzeniu można je polukrować lub posypać cukrem pudrem. Ja zostawiam je saute, ale czasem przed podaniem polewam je odrobiną miodu.